Były to czasy, kiedy o nartach u nas nikt jeszcze nie myślał. Mnie śniły się one, podnieconemu lekturą o Lapończykach, którzy na nartach z łukiem i strzałami polowali na dzikie reny, o ludach zamieszkujących północną Syberię, wreszcie o Norwegach, którzy jak ptaki szybko mkną na nartach po śniegu.
Było to grube nieporozumienie, bo w tych opisach nie było żadnej wzmianki ani o zjazdach z góry, ani o skokach narciarskich, a ja w prostocie ducha sądziłem, że narciarz siła mięśni swych nóg osiąga szybkość lotu ptaka. Jakoś nie mogło mi się to w głowie pomieścić. A jednak marzyłem o tem, aby zrobić takie narty i jeździć na nich.
Poznałem się z uczestnikiem powstania 1963 r., który wiele lat na Syberji spędził, i pytałem go o te narty, które on "łyżami" nazywał. Odpowiedział, że rzeczywiście jeżdżą na Syberji na łyżach, tylko trzeba przy tem umieć zachować równowagę, bo w razie upadku wpada się głową w dół w głęboki śnieg jak do wody, a narty trzymają nogi na powierzchni i trudno się bez pomocy z tej pozycji wydobyć. Takie mi dał objaśnienie i zachętę.
Marzenie moje długo nie oblekało się w realne kształty, bo nawet nie wiedziałem jak takie narty wyglądają , i z czasem zapomniałem o tem. Dopiero w r. 1888 gdy byłem na polowaniu u kolegi D. w Cieklinie koło Jasła, brnąc w głębokich śniegach przypomniałem sobie o tych łyżwach, że gdybyśmy je mieli, to latalibyśmy po śniegu, a nie brnęli tak głęboko i nie męczyli się tak strasznie.
Czy są jakie twarde deski we dworze? - pytam kolegi.
- Są, a o co ci chodzi?
- Wiesz, zrobimy łyżwy do śniegu.
- Jest stelmach dworski, ten potrafi wystrugać, tylko powiedz mu jak ma to zrobić.
Znalazły się dwie deski, jedna jesionowa a druga bukowa. Ale to nic nie szkodzi, dobrze że takie są. Wystrugał je stelmach ale tak cienko, jak gdyby miały służyć za linię do tablicy szkolnej, równo szerokie w całej długości. Zaostrzone końce wyparzyło się w gorącej wodzie i wygięło nad ogniem.
Łyżwy były gotowe, teraz trzeba je przypiąć do nóg, ale czem i jak? Oczywiście sznurkiem na razie. Całej stopy przywiązać nie podobna, bo nie dałoby się wykroczyć, zatem pięta musi się podnosić i być wolna. Kombinowało i głowiło się niemało, zanim udało się jako tako to wiązanie uskutecznić. Wreszcie zrobione. Teraz na śnieg, i latać.
Ale ba, to się nie udawało, szamotał się człowiek, przewracał i z trudem dźwigał, bo te przeklęte deski trzymały nogi i wykręcały na wszystkie strony. Wreszcie okrążywszy z trudem dwór, zmęczony i mokry od potu jak w rzymskiej łaźni, do czego i futerko się przyczyniło, odwiązało się z ulgą te wściekłe deski.
- No, teraz na ciebie kolej Karolu, lataj ty.
Rezultat był podobny, kolega jeszcze lepiej się spocił, bo był tęższy i bardziej zażywny.
- Wiesz, jutro nie weźmiemy tych desek na polowanie, bo jakby się człowiek przewrócił, to nabije do lufek śniegu i gotowo je rozerwać przy wystrzale.
Wziąłem te deski do Krakowa, zrobiłem do nich upięcie z rzemieni i jeździłem po błoniach, następnie pod kopcem Kościuszki, gdzie nauczyłem się zjazdów i zrozumiałem całą przyjemność użycia nart.
Później gdy wpadła mi do ręki broszura Schneidra z Berlina: "Der Wintersport", dowiedziałam się niektórych szczegółów o "Ski", między innymi i o tym, że pod podeszwę stopy umieszcza się kawałek sukna, aby noga nie ześlizgiwała się na boki i śnieg się nie gromadził.
Jeździłem sam jeden, bo nikogo do tej tak miłej zabawy nie mogłem namówić, nawet ćwiczących członków Sokoła.
- To u nas nie ma zastosowania, bo nie ma takich wielkich śniegów jak na Syberji, zresztą co to za przyjemność uganiać po śniegu na mrozie, gdzie mnie nikt nie widzi, ani ja nikogo. Wolę sto razy rower.
- Tak ale w zimie rowerem tam nie zajedziesz, gdzie narty zaniosą. Rower związany z dobrymi drogami, a dla nart cały świat otwarty.
Nie pomogły namowy, widocznie przyszedłem z nartami za wcześnie. ...
IZBA MUZEALNA
Muzeum Narciarstwa im. Stanisława Barabasza w Cieklinie
38-222 Cieklin tel. +48 13 479 19 19
www.muzeum-narciarstwa.pl
e-mail: muzeumnarciarstwa@op.pl